Pogrzeb żołnierza i jego synka. Spoczęli na cmentarzu w Wozławkach
W piątek, 22 sierpnia odbył się pogrzeb żołnierza i jego 2-letniego synka, którzy zginęli w tragicznym wypadku w Wozławkach. Uroczystości rozpoczęły się w kościele pw. Świętego Macieja Apostoła i Najdroższej Krwi Pana Jezusa w Bisztynku, a następnie setki żałobników odprowadziły ich w ostatnią drogę. Ojciec i syn spoczęli razem, w jednej trumnie, na cmentarzu w miejscowości, gdzie doszło do dramatu.
Jak informuje Super Express, kondukt żałobny przechodził niedaleko miejsca tragedii, co jeszcze mocniej potęgowało ból bliskich i przyjaciół. W chwili, gdy dotarli na cmentarz, słońce zasłoniły ciemne chmury. W tłumie słychać było ciszę i płacz. Wśród uczestników zabrakło mamy chłopca, partnerki żołnierza, która wciąż walczy o życie w szpitalu.
Tragiczny wypadek w Wozławkach
Do tragicznego wypadku w Wozławkach (gmina Bisztynek) doszło w piątek, 15 sierpnia około godziny 21.30. Policja przekazała wówczas, że z nieustalonych przyczyn 35-letni mieszkaniec gminy Bisztynek swoim audi najechał na tył prawidłowo jadącej skody, którą podróżowała trzyosobowa rodzina. Na miejscu zginęli pasażerowie skody – 37-letni strażak ochotnik i żołnierz oraz jego 2-letni synek. Natomiast 35-letnia kobieta w ciąży, kierująca pojazdem, odniosła poważne obrażenia i została przewieziona do szpitala.
Mężczyzna, który kierował audi, po wypadku uciekł z miejsca zdarzenia i nie udzielił pomocy poszkodowanym. Gdy policja zatrzymywała go w jego domu, akurat pił alkohol. Badanie wykonane na zawartość alkoholu wskazało 1,32 promila we krwi.
– Przesłuchany przez prokuratora Alan G. częściowo przyznał się do stawianych mu zarzutów i złożył wyjaśnienia. Zaprzeczył, aby w chwili zdarzenia znajdował się w stanie nietrzeźwości – poinformował rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Daniel Brodowski.
Mężczyźnie przedstawiono zarzuty spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, ucieczki z miejsca zdarzenia i prowadzenia pod wpływem alkoholu. Za popełnienie zarzucanego podejrzanemu czynu grozi kara pozbawienia wolności na czas nie krótszy niż 5 lat. Sąd w Biskupcu zdecydował o zastosowaniu wobec podejrzanego trzymiesięcznego aresztu tymczasowego. Śledztwo jest w toku.
