Według policji do wtorkowego pożaru łodzi na jeziorze Śniardwy doszło podczas dolewania paliwa, gdy na pokładzie przebywało pięć osób. Dwie z nich uległy poważnym poparzeniom - właściciel łodzi oraz mężczyzna, którego stan określono jako ciężki. Pozostałych trzech mężczyzn zostało początkowo zatrzymanych do wyjaśnienia w policyjnym areszcie. Policja podała w czwartek, że zostali już zwolnieni.
- Przeprowadzone przez śledczych czynności procesowe, na chwilę obecną nie dały podstaw do przedstawiania któremukolwiek z zatrzymanych zarzutu narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - przekazała PAP nadkom. Anna Szypczyńska z policji w Piszu.
Jak dodała, kryminalni ustalili jednak, że za sterami motorówki stał 60-letni mieszkaniec Poznania, będący właścicielem tej łodzi. - Miał blisko 1 promil alkoholu w organizmie - wyjaśniła.
Nadkom. Szypczyńska poinformowała, że mężczyźnie - gdy pozwoli na to jego stan zdrowia - ma być przedstawiony zarzut kierowania łodzią w stanie nietrzeźwości. Grozi za to kara nawet dwóch lat pozbawienia wolności.
Z ustaleń policji wynika, że motorową łodzią płynęło do Okartowa czterech mężczyzn w wieku 50-67 lat, którzy przyjechali na Mazury z Poznania i okolic. Ponieważ zabrakło im paliwa, zadzwonili po pomoc do znajomego z Mikołajek, który dowiózł im benzynę. Podczas dolewania paliwa do zbiornika, na pokładzie motorówki wybuchł pożar.
Osoby, które były na pokładzie płonącej łodzi, zostały ewakuowane przez przepływających obok żeglarzy. Najciężej poparzonych przejęli jeszcze na jeziorze ratownicy MOPR, a na brzegu zabrała ich karetka i śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Gdy na miejsce pożaru dopłynęła straż pożarna, cała łódź stała w ogniu. Akcja gaśnicza trwała około dwie godziny.
Okoliczności i przyczyny tego pożaru wyjaśnia policja z Pisza, która prowadzi dochodzenie pod nadzorem prokuratury.