Koronawirus w Hong Kongu. Relacja prof. Beata Krzywosz-Rynkiewicz z Wydziału Nauk Społecznych
Od początku roku mieszkam i pracuję na uniwersytecie w Hong Kongu jako visiting profesor. Inna kultura, uniwersyteckie obyczaje i sposób pracy zadziwiały mnie od początku. Jednak towarzyszę moim kolegom, naukowcom i studentom w jednym z największych kryzysów (tak przynajmniej oni to określają) jaki spotkał Hong Kong w ostatnich kilkudziesięciu latach – epidemii koronawirusa.
Czytaj też: Koronawirus: żaden z pacjentów w Polsce nie ma potwierdzonej choroby
Dostaję wiele troskliwych e-maili i telefonów od moich polskich przyjaciół z zapytaniem czy jestem bezpieczna, czy mi dostarczyć środków czystości, czy półki w sklepach nie pustoszeją. Ale też pytają mnie znajomi, którzy już mają kupione bilety lotnicze czy jest sens jechać do Hong Kongu, który jest wprawdzie formalnie częścią Chin (centrum epidemii), chociaż na prawach specjalnego regionu administracyjnego (z odrębnym obywatelstwem, paszportami, wolnymi mediami i systemem demokratycznym).
Jak działa Hong Kong w „czasach zarazy”?
Wiele dziejących się tu rzeczy, rozmów, obserwacji jest inspirujących i z pewnością niejedno opracowanie naukowe będzie im poświęcone. Ja chcę się podzielić z Państwem dwoma przemyśleniami na temat znaczenia obywatelstwa i dobrodziejstwa techniki w czasach kryzysu.
Z siłą wodospadu uderzyła we mnie niezwykła samoorganizacja Hongkończyków już w dniu, w którym media podały informację o pierwszym przypadku zarażenia wirusem w Hong Kongu. Studenci przyszli na zajęcia w maskach. Wszyscy! Kiedy weszłam do sali wykładowej, natychmiast zaoferowali mi płyn dezynfekujący do rąk i maskę. Zaczęłam im tłumaczyć, że przypadek zakażenia jest jednostkowy, że wirus przenosi się drogą kropelkową i prawdopodobieństwo zakażenia z powietrza jest minimalne, więc ja zakażenia się nie obawiam. Usłyszałam wtedy stanowczą, ale zdecydowaną odpowiedź: „Nie chodzi tylko o to, że Ty możesz się zarazić, ale też o to, że gdybyś była nosicielem to zarażałabyś innych”. Jakże krótka i dosadna była ta lekcja obywatelskiej postawy.
Jedyne kolejki w sklepach od kilkunastu lat to te po maski
Sytuacja epidemii (jakkolwiek trudno mówić o epidemii w państwie, w którym zakażonych jest 70 osób na 7,5 miliona mieszkańców) jest trudna dla każdej społeczności. Radzenie sobie z nią wymaga podjęcia sprawnych decyzji i wdrożenia procedur bezpieczeństwa przez państwo. Ale wymaga też dojrzałości i odpowiedzialności członków społeczności – obywatelskiej postawy, troski nie tylko o siebie, ale też o innych. Moi sąsiedzi, ale też koledzy uniwersyteccy, już po kilku dniach dzielili się ze mną z trudem zdobytymi maskami. To tutaj towar prawdziwie deficytowy. Jedyne kolejki w sklepach od kilkunastu lat to te po maski. Kilkukrotnie spotkałam się z sytuacją w metrze, że ktoś wyjmował z torebki maskę i dawał współpasażerowi, który jej nie miał. W Polsce podobno na hasło koronawirus maski sprzedały się w ciągu jednego dnia, ale nikt na ulicy ich nie nosi- sic! (Ale może to tylko plotki). Współpasażerowie po wyjściu z autobusu lub metra wyjmują buteleczki z płynem dezynfekującym ręce, nie prowadzą rozmów w zatłoczonych miejscach (mówienie to ekspresja potencjalnego wirusa) i ograniczają bezpośrednie kontakty.
Czy koronawirus spowodował, że życie społeczne w Hong Kongu zamiera?
Otóż ku mojemu zdziwieniu nie. Zbawiennym rozwiązaniem są, tak często krytykowane, nowe technologie. Życie akademickie na uniwersytecie toczy się w odmiennym i nie znanym mi dotąd trybie on-line. Zajęcia odbywają się w systemie ZOOM (podobnym do SKYPE). System daje naprawdę niezwykłe możliwości. Można na żywo zebrać grupę kilkudziesięciu studentów i patrzeć na ich twarze na pulpicie. W większych grupach powyżej 100 osób nie jest to już niestety możliwe. Sprawdzanie obecności nie jest konieczne, bo wiadomo kto się zalogował. Oprócz klasycznej formy wykładowej z prezentacją w Power Point, możliwe jest aranżowanie dyskusji. Co ciekawe ZOOM sam wymusza kulturę debaty. Nie mogą bowiem mówić 2 osoby na raz. System pozwala też na organizowanie pracy w grupach, czyli łączenie osób w zespoły, które mają przedyskutować kwestie. Prowadzący może włączać się w prace zespołów i przełączać pomiędzy nimi. Można też zajęcia nagrywać, udostępniać, prezentować rezultaty pracy zespołów, które wzajemnie przekazują sobie wypracowane kwestie i na nich budują kolejne działania. Podobnie odbywają się seminaria i spotkania badawcze naukowców. Mimo przekonania, że technika nie zastąpi kontaktów bezpośrednich, w moim przypadku (a pracuję tak od miesiąca), zaciera się już granica pomiędzy światem realnym i wirtualnym. Mam bowiem poczucie, że ze wszystkimi studentami i akademikami jestem w rzeczywistym kontakcie (przynajmniej mogę zobaczyć ich twarze bez masek).
Hongkończycy doskonale radzą sobie koronawirusem
Codzienna stabilna rzeczywistość nie pozwala nam odczuć, jak bardzo wzajemne zaufanie, działanie dla dobra publicznego, wspieranie się nawzajem, ale też wspieranie instytucji państwa w działaniach dla dobra wszystkich jest ważne. W czasie zagrożenia ma to fundamentalne znaczenie. Są bowiem sprawy, z którymi rządy i instytucje państwowe nie są w stanie sobie poradzić, nawet gdyby miały najlepsze doświadczenia, kompetencje i zasoby finansowe. Obywatelska postawa to przecież nie tylko aktywność polityczna. To przede wszystkim nasze działanie wobec codziennych spraw. Wiedzą to hongkończycy radzący sobie z koronawirusem. I to radzący sobie świetnie. W miejscu, które jest jednym z najgęściej zaludnionychna świecie, w którym dżungla miasta to kilkudziesięciopiętrowe wieżowce, przypadki zakażeń są incydentalne. Warto, aby pamiętali o tym Ci, którzy jeszcze z koronawirusem nie mieli do czynienia. Mikrobiolodzy podkreślają, że epidemie będą zdarzały się coraz częściej. Obywatelskie postawy okazują się mieć fundamentalne znaczenie w ich obliczu.