Spis treści
- Pożar domu w Lesznie. Rodzina w ogniu straciła cały majątek
- Druhowie z OSP nie dojechali, bo dostali zakaz? Oficer prasowy straży pożarnej wyjaśnił
- Trwa zbiórka pieniężna na rzecz poszkodowanej rodziny. Potrzebna ogromna kwota
Pożar domu w Lesznie. Rodzina w ogniu straciła cały majątek
Do tragicznego w skutkach pożaru domu doszło w nocy, 6 marca, około godz. 1:00, w Lesznie w gminie Barczewo. Płonął dach. W budynku mieszkało pięć osób, osoby te samodzielnie ewakuowały się z domu przed przybyciem straży pożarnej. Nie odniosły żadnych obrażeń. Gdy strażacy przybyli na miejsce zdarzenia, dach budynku był w całości objęty płomieniami.
- Strażacy podali wodę z wężowych linii gaśniczych na płonący dach przy wykorzystaniu między innymi podnośnika hydraulicznego oraz drabin przystawnych. Prowadzili działania gaśnicze również wewnątrz obiektu, gdzie z uwagi na duże zadymienie, musieli używać powietrznych aparatów ochrony dróg oddechowych – informuje KW PSP w Olsztynie.
Problemem okazała się niewydolna sieć hydrantowa w pobliżu miejsca akcji. Strażacy zorganizowali system dowożenia wody do celów gaśniczych z pobliskich miejscowości. W działaniach gaśniczych, które wraz z dogaszaniem trwały ponad 5 godzin, udział wzięło łącznie 11 zastępów straży pożarnej, 39 strażaków.
Rodzina mieszkająca w budynku straciła cały majątek. Jak podaje „Fakt”, mieszkanka ponad 100-letniego domu natychmiast zadzwoniła do znajomego z OSP Rumy (powiat szczycieński). Jednostka miała być gotowa do wyjazdu, "jednak dostali zakaz z powodu rejonizacji i późniejszych kłopotów z zapłatą strażakom za akcję gaśniczą". Dodatkową przeszkodą miało być to, że pomiędzy Lesznem a wsią Rumy, które są od siebie oddalone o około 6 km, jest granica powiatów olsztyńskiego i szczycieńskiego.
Druhowie z OSP nie dojechali, bo dostali zakaz? Oficer prasowy straży pożarnej wyjaśnił
Jak przekazał naszej redakcji mł. bryg. Grzegorz Różański, oficer prasowy Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Olsztynie, dyspozytor postąpił zgodnie z procedurami i nie ma mowy tu o błędzie.
- OSP Rumy to jednostka spoza gminy, spoza powiatu. Zgodnie z zasadami dysponowania, które zostały zachowane, zostało to wykonane tak, jak powinno. W pierwszej kolejności zostały zadysponowane jednostki Państwowej Straży Pożarnej z powiatu, czyli JRG Biskupiec i Olsztyn, do tego później były jednostki z Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego z danego powiatu i jednostki gminne. Jednostki, które są spoza systemu, dysponuje się w ramach jednej gminy i raczej nie dysponuje się poza powiat. Poza powiat dysponuje się jednostki, które są w Krajowym Systemie, bo są one w odpowiedni sposób wyszkolone i wyposażone. Szanuję, że ktoś chciał, ale tutaj zostały zachowane wszelkie procedury – powiedział mł. bryg. Grzegorz Różański.

Dziennik podaje również, że pierwsze wozy strażackie dojechały do Leszna dopiero po 40 minutach. Jednak dowiedzieliśmy się, że jako pierwsi na miejscu pojawili się druhowie z OSP Bartołty Wielkie (gmina Barczewo), którzy dojechali tam w ciągu 21 minut. Już po minucie dotarła kolejna jednostka z Biskupca, a w ciągu kolejnych kilku minut następne. Dodatkowym utrudnieniem był zły stan drogi, którą musieli pokonać strażacy. Oficer prasowy KW PSP w Olsztynie wytłumaczył także, jak wygląda cały proces dysponowania jednostek na miejsce akcji.
- Oni (OSP Rumy – przyp. red.) o godz. 1:16 zgłosili chęć wyjazdu do stanowiska kierowania komendanta powiatowego w Szczytnie, bo terytorialnie tam podlegają, dyżurny zrobił wszystko prawidłowo. Stwierdził, że nie ma takiego zgłoszenia z poziomu wojewódzkiego, czyli ze Stanowiska Kierowania Komendanta Wojewódzkiego, bo on jest władny przy dysponowaniu z jednego powiatu na inny powiat, ale taka dyspozycja nie idzie, jeżeli siły i środki są wystarczające, a takie były. Akcja była prowadzona prawidłowo i w sposób należyty – dodał Grzegorz Różański.
Na sprawę trzeba także spojrzeć z innej perspektywy, bo gdyby doszło do zdarzenia w pobliżu miejscowości Rumy, np. pożaru, to OSP mogłoby nie dojechać na czas, bo jednostka ta byłaby w terenie w innej gminie.
Trwa zbiórka pieniężna na rzecz poszkodowanej rodziny. Potrzebna ogromna kwota
Na portalu zrzutka.pl ruszyła zbiórka pieniężna na rzecz poszkodowanej rodziny, która w ogniu straciła wielopokoleniowy dom oraz majątek. Okazuje się, że to nie pierwsze tego typu zdarzenie, przez które rodzina przechodzi.
- Jesteśmy pięcioosobową rodziną: Julita, Rafał, nasze córeczki Asia (6 lat) i Julka (11 lat) oraz babcia Gosia. W jednej chwili zostaliśmy bez dachu nad głową. To już trzeci raz… Wcześniej podpalono nasz tartak. Potem chory psychicznie mężczyzna podpalił nasz pensjonat, by upozorować własną śmierć. Teraz płonął nasz dom. Zawsze byliśmy gotowi pomagać innym – przyjmowaliśmy pod swój dach dzieci z trudnych rodzin, wspieraliśmy tych, którzy mieli mniej niż my. Teraz to my błagamy o pomoc – czytamy w opisie zbiórki.
Potrzebna jest ogromna kwota, bo aż 500 tys. zł. Wpłat można dokonywać w tym miejscu.