Tam w Polsce najłatwiej zdać na prawo jazdy. Na szarym końcu miasto z warmińsko-mazurskiego
Dlaczego w niektórych miastach Polski łatwiej jest uzyskać prawo jazdy niż w innych? To wina nie tylko przepisów, ale również specyfiki miast. Okazuje się, że większy problem sprawiają egzaminy praktyczne niż teoretyczne. Portal autokult.pl zebrał dane z ośrodków ponad trzydziestu miast w kraju. Wnioski są zaskakujące, bo w niektórych z nich zdawalność była nawet dwukrotnie wyższa niż w pozostałych.
Najwięcej osób podchodzących do egzaminu praktycznego na prawo jazdy kategorii B jest w Kaliszu i wynosi aż 49,12 proc. Na drugim miejscu jest Łomża – 47,20 proc., a dalej Leszno – 43,61 proc. Pod drugiej stronie bieguna są takie miasta jak Szczecin i… Elbląg. Pełna lista miast z najniższą zdawalnością egzaminu praktycznego prezentuje się następująco:
- Szczecin – 22,77 proc.;
- Elbląg – 24,36 proc.;
- Koszalin – 24,98 proc.;
- Kraków – 26,60 proc.;
- Toruń – 28,30 proc.;
- Gdańsk – 28,32 proc.;
- Gorzów Wielkopolski – 28,35 proc.;
- Katowice – 29,50 proc.;
- Radom – 29,52 proc.;
- Częstochowa – 29,62 proc.
Według obliczeń portalu autokult.pl, średnia ogólnopolska zdawalność praktycznego egzaminu na prawo jazdy kategorii B w 2023 r. wyniosła 30,99 proc. To oznacza, że różnica pomiędzy Kaliszem a Szczecinem to aż 26 punktów procentowych.
Dlaczego różnice w poszczególnych miastach są aż tak wyraźne?
Jedną z przyczyn może być tzw. turystyka związana ze zdawaniem egzaminu. Przykładowo, Kraków, gdzie zdawalność jest niska, od Tarnowa, gdzie jest wysoka, dzieli tylko 80 km. Ale nie tylko to ma wpływ.
– Przyczyn może być wiele. W jednych miastach są linie tramwajowe, a w innych ich nie ma. Dużo może zależeć od położenia ośrodka egzaminowania na mapie miasta. Jeśli w pobliżu są drogi dobrze zaprojektowane i właściwie oznakowane, to szanse na zdanie egzaminu w takim miejscu są oczywiście wyższe niż w mieście, gdzie jest inaczej – przekazał portalowi autokult.pl Tomasz Kulik z Motocyklowej Szkoły Jazdy Kulikowisko.
Nawet wielkość miasta może mieć znaczenie. Zdaniem eksperta, w mniejszych miastach instruktorzy nauki jazdy bardziej się starają ze względu na renomę swojej firmy. W większych miejscowościach chętnych do przystąpienia do egzaminu jest więcej, więc klienci zawsze się znajdą. Kolejnym problemem jest polskie prawo.
– Źle sformułowane polskie prawo pozwala na różne interpretowanie przez egzaminatorów takich samych manewrów wykonywanych przez kandydata na kierowcę. Na przykład w jednym z dużych miast egzaminatorzy często za błąd uznają włączenie kierunkowskazu, gdy chcemy zatrzymać się na skraju jezdni, na przykład w celu wysadzenia pasażera, na drodze, na której jest to dozwolone. Prawo o ruchu drogowym nie nakazuje w takiej sytuacji włączenia kierunkowskazu, ale takie zachowanie przewiduje już Konwencja wiedeńska o ruchu drogowym, którą Polska ratyfikowała. Karanie kandydata na kierowcę za takie zachowanie jest pozbawione sensu – wytłumaczył Tomasz Kulik.
Ekspert dodał, że winę ponoszą również sami kandydaci na kierowców, którzy często mają szkolne podejście do sprawy – „wkuć, zdać i zapomnieć”.
Władze Unii Europejskiej pracują również nad nową dyrektywą o prawach jazdy. Przyszły system szkolenia kierowców miałby zawierać więcej elementów oceny ryzyka związanego z zachowaniem innych uczestników ruchu. UE proponuje również, aby zagadnienia związane z ruchem drogowym wprowadzać w formie zajęć szkolnych, zarówno w szkołach podstawowych, jak i średnich, gdy młodzież może już przystępować do egzaminów na prawo jazdy.
Bruksela proponuje także możliwość uzyskania prawa jazdy szybciej o co najmniej rok. Młody człowiek posiadałby dokument z kodem 98.02. Nie mógłby jeździć sam, bo obok musiałaby znajdować się osoba, która posiada wydane w UE prawo jazdy od ponad pięciu lat, ukończyła 25 lat, przynajmniej od pięciu lat nie miała zatrzymanego prawa jazdy i wobec której nigdy nie orzeczono zakazu jazdy na skutek popełnienia przestępstwa.
Tanie samochody z licytacji komorniczych w warmińsko-mazurskim. Sprawdź listę ofert!