W mediach społecznościowych pojawił się obszerny wpis jednej z matek przebywającej z dzieckiem na oddziale onkologicznym olsztyńskiego szpitala. Kobieta opisuje w nim fatalne warunki, w jakich leczone są dzieci. Twierdzi także, że "z gabinetu zabiegowego wydobywają się nieludzkie wrzaski i wycie małych pacjentów, bo te zabiegi wykonywane są "na żywca".
"Dlaczego?! Bo szybciej, taniej, wygodniej, bo nie trzeba sali operacyjnej, anestezjologa. Zapłakany rodzic albo stoi pod drzwiami i słucha, jak jego dziecko wyje z bólu, błaga, żeby mu tego nie robić, a jak jest bardziej silny psychicznie, to jest z dzieckiem i trzyma go za rączki, żeby się nie poruszyło. Byłam z moim dzieckiem przy każdej punkcji i biopsji. Bo nie wyobrażam sobie, żeby miało mnie przy nim nie być. Cierpiałam razem z nim, trzymałam go za rączki. Łzy lały mi się jak grochy. Nigdy nie zapomnę, jak moje dziecko krzyczało "błagam nie róbcie mi tego, proszę już nie, proszę nie tak głęboko". Trauma pozostaje do końca życia! Przy wykonywaniu punkcji lędźwiowej dziecko jest wygięte i przytrzymywane przez pielęgniarkę, najlepiej taką największą, która się na nie kładzie, żeby dziecko się nie poruszyło" – napisała matka.
Relacja kobiety wywołała ogromne poruszenie internautów z całego kraju, którzy domagają się interwencji władz. By wyjaśnić sytuację, z rodzicami dzieci chorych onkologicznie, spotkała się w poniedziałek dyrektor placówki Krystyna Piskorz-Ogórek. Zapowiedziała też, że na oddziale będzie przeprowadzona kontrola, w tym także z NFZ.
- Żaden z rodziców, łącznie z autorką wpisu, nie chce zabrać dziecka z oddziału. Wyjaśniliśmy sobie sytuację, która jest dla nas bardzo przykra, niezrozumiała – podała PAP Piskorz-Ogórek. Powiedziała też, że warunki lokalowe na oddziale onkologicznym są trudne, ponieważ pomieszczenia oddziału są remontowane i na ten czas pacjenci onkologiczni zostali przeniesieni do oddziału rehabilitacyjnego. - Ten oddział mieści się w oddzielnej bryle, specjalnie tam przenieśliśmy chorych onkologicznie, by zminimalizować ryzyko zakażenia tych dzieci koronawirusem – objaśniła i dodała, że rodzice rozumieją tę sytuację. Oddział onkologiczny ma powrócić do dwukrotnie większego pomieszczenia w połowie roku.
Ponadto Pisko-Ogórek zaprzeczyła, aby bolesne punkcje i biopsje wykonywano dzieciom "na żywca". - Stosujemy dwa rodzaje znieczulenia: pełną narkozę albo analgosedację, która polega na podaniu dziecku przed zabiegiem silnych leków przeciwbólowych oraz leku wyciszającego i uspakajającego dziecko. O rodzaju znieczulenia za każdym razem decyduje rodzic w porozumieniu z lekarzem. Rodzic podpisuje w tym zakresie pisemną zgodę – podała dyrektor placówki. Przytoczyła również, że w ubiegłym roku na oddziale onkologicznym przeprowadzono 270 zabiegów, z czego 150 w znieczuleniu ogólnym i 120 w analgosedacji.
Dyrektor szpitala powiedziała PAP, że autorka posta, który poruszył rodziców chorych onkologicznie dzieci w całym kraju, nie próbowała wcześniej rozmawiać ani z ordynartor oddziału, ani z nią. - Autorka wpisu uczestniczyła w spotkaniu i powiedziała, że w taki sposób chciała wyrazić swoje stanowisko – podała Piskorz -Ogórek.
Jak dowiedział się portal Twój Kurier Olsztyński, autorka kontrowersyjnego posta "otrzymała pismo od dyrekcji szpitala, które jest wezwaniem do zaprzestania zachowań niezgodnych z prawem. Chodzi o naruszanie dobrego imienia szpitala i jego dóbr osobistych. Dyrektor szpitala, Krystyna Piskorz-Ogórek, oczekuje, że kobieta usunie wpis z sieci i wystosuje przeprosiny wobec szpitala".